piątek, 26 lutego 2010

Dla wielbicieli Rafaelo.

Życie każdego człowieka jest baśnią napisaną przez Boga

Hans Christian Andersen


Najpiękniejszy czas?

Czas, kiedy wieczór przemienia się w noc, głęboką noc. Wszystko pokrywa błoga cisza, tak jak meble w mieszkaniach osób, które wyjechały w daleką podróż. Wtedy muzyka brzmi pełniej, herbata jest bardziej aromatyczna. Jest to mój czas, jest to czas kiedy najlepiej się myśli.

Choć myśli się czasem pozytywnie a czasem mniej pozytywnie. Czy zastanawialiście się kiedyś co by było gdyby nas nie było?

Co zaistniałoby, a co nie.

Kto by mieszkał w moim domu, spał w moim łóżku, wychowywał moje dzieci... zaraz to przecież nie byłyby moje dzieci. Ale może komuś żyłoby się spokojniej.

To wciągające myślenie, które daje do myślenia, choć trzeba uważać... żeby się nie zdołować.


Proponuję ciasto dla wielbicieli Rafaelo. Połączenie białej czekolady, migdałów, kokosu i słodzonego mleka jest jak ... ambrozja.

A zapach wydobywający się z piekarnika podczas pieczenia, to najwspanialszy domowy perfum.

Ciasto Michaelo 

2 szklanki mąki

1/2  szklanki cukru

2 łyżeczki proszku do pieczenia

szczypta  soli

1/3 szklanki mleka słodzonego

2/3 szklanki mleka

100 g masła, roztopionego i ostudzonego

1 jajko

1 cukier waniliowy

100 g białej czekolady, drobno posiekanej

100 g migdałów posiekanych



Piekarnik nagrzać do temp. 200 st C.

W misce wymieszać mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sól.

W drugiej misce połączyć mleka, masło, jajko i wanilię. Połączyć z suchymi składnikami, wymieszać łyżką lub mikserem na najniższych obrotach.

Dodać czekoladę i migdały.

Masą wypełniać foremkę do keksu.

Wstawić do gorącego piekarnika i piec ok. 40 minut.



wtorek, 23 lutego 2010

Baba ziemniaczana - dobra a brzydka.

Spotkanie dwu osób jest jak spotkanie dwu substancji chemicznych.Obie ulegają przemianie.

Villiam Tarra


Pierwsze wrażenie to odruch, który trwa kilka sekund. W tak krótkim czasie oceniamy czy, osoba jest do nas podobna, czy czujemy się z nią bezpiecznie. O naszym wrażeniu decyduje czyjś wygląd i ton jego głosu. Kiedy spotykamy kogoś po raz pierwszy, od razu w  umyśle powstaje wrażenie dotyczące tej osoby. W ciągu pierwszych 4 – 6 sekund stwierdzamy, co nam się podoba, a co nie. Ta ocena opiera się na szczegółach dostarczonych przez zmysły takich jak kolor oczu, kształt ust, zapach lub na doświadczeniach z przeszłości, które kojarzą się z tą osobą. W tych kilku chwilach tworzymy sobie  obraz jakiejś osoby. Obraz ten jest mocno zabarwiony emocjami, długo się utrzymuje i silnie wpływa na nasze zachowanie.

 Być  może trudno się do tego przyznać ale odczuwamy pociąg do ludzi podobnych do nas. Nie darzymy jednak sympatią tych, którzy posiadają cechy, za którymi nie przepadamy u siebie. 

No cóż, czyli to jak postrzegamy innych, mówi więcej o nas  niż o nich ;-)

Jeśli zadamy sobie odrobinę trudu możemy przejrzeć się w spotykanych ludziach jak w zwierciadle. Ci, których oceniamy negatywnie, dają cenną sposobność dostrzeżenia tego, czego w sobie nie akceptujemy. Natomiast wszyscy, których kochamy i podziwiamy pozwolą odkryć, uświadomić sobie wszystkie pozytywne cechy, które posiadamy. Może postawi to na nogi poczucie naszej własnej wartości:-D

Oczywiście musimy zmienić perspektywę i nie oceniać tylko zgłębiać to co wewnętrzne.

Proponuję babę ziemniaczaną, szarą, nieciekawą, przeciętną ale jakże smaczną...


Baba ziemniaczana 

( składniki na dwie keksówki)


2 kg ziemniaków 

3 duże jaja 

40 dag boczku wędzonego 

3 średnie cebule zeszklone 

łyżka mąki pszennej

ząbek czosnku

pieprz, sól, do smaku 

2 łyżeczki majeranku 

Masło.


Ucieramy ziemniaki, odlewamy nadmiar wody jeśli powstanie. Wbijamy cale jajka, dodajemy podsmażony, pokrojony w  kostkę boczek i cebulę, solimy, pieprzymy. Wszystko mieszamy, dodajemy łyżkę pszennej mąki.

Masę wykładamy do posmarowanej olejem formę lub naczynia żaroodpornego. 

Na wierzch układamy kilka cienkich plasterków masła i obficie posypujemy roztartym w dłoniach majerankiem. Pieczemy ok. 1 godziny w temperaturze 200 stopni. Można podawać z maślanką.


poniedziałek, 22 lutego 2010

Każdy ma takie dni.

Smutek to najdziwniejsze z uczuć: czyni nas bezradnymi.

Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli - przy nim można tylko dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem.

A. Golden „Wyznania gejszy”


Czasem przychodzą takie dni, kiedy zaszywam się we własnej ciszy ( albo raczej bardzo chciałabym się zaszyć). Każdy dźwięk porusza wtedy moje  zmysły. Często porządkuję wtedy dom, robię przegląd szafy. Choć najbardziej pragnę po prostu schować się pod koc z książką i kubkiem dobrej herbaty lub kakao.

Myślę, że każdy z nas ma takie dni.

Myślę, że każdy ma z nas swoją terapię.

Ulubioną piosenkę, zapach, ulubioną książkę, kolor...

Dobrze, że mamy wspomnienia, które magazynujemy i które umiemy przywołać kiedy chcemy.

Dobrze, że wokół nas są wspaniali  ludzie, którzy są blisko, choć tak daleko.


Babeczki kruche z masą kokosową


Kruche ciasto

1 szklanka mąki

1/4  szklanki cukru pudru

1/3  kostki masła

2 żółtka

1 opakowanie cukru waniliowego

szczypta soli

Składniki na kruche ciasto dokładnie połączyć,  włożyć do lodówki na min. 0,5 h. 

kilka łyżeczek powideł, skorka pomarańczowa

Masa kokosowa

2 białka

1/4  szklanki cukru

100 g kokosu

Białka ubić, dodać cukier, dalej ubijać aż masa będzie błyszcząca i sztywna.

Wsypać kokos i wymieszać łyżką.


Kruche ciasto rozwałkować, wycinać kółka i wylepić foremki do babeczek. Na dno każdej ułożyć ok. ½ łyżeczki powideł i skórkę z pomarańczy , następnie wypełnić masą kokosową. Piec ok 15 min w 200 stopniach.


poniedziałek, 15 lutego 2010

Smakować życie.

Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same.

P. Bosmans


Można przebiec  przez życie  delikatnie

hop, hop, hop...

jak pomiędzy kałużami, gdy się ma nowe buty

starając się bardzo by ich nie pochlapać

w wiosennym błocie.


Można patrzeć na życie 

przez szybę w oknie

dotykać szkła, oglądać widoki, 

jednak nie słyszeć, nie czuć, nie wtopić się

nie otworzyć okna.


A ja?

Ja lubię męczyć codzienność

jak książkę z antykwariatu

która żadnej kartki nie ma prostej i czystej


lub wąchać swe życie jak wiosenne kwiaty,

które nieśmiało rozchylają swe płatki 

potrzebują ciepła


lubię smakować życie jak maliny

pozostawiające w ustach taką słodycz

jedna, druga, trzecia aż trudno się oprzeć


lubię chwytać swe życie jak liście krzaków, 

jeden po drugim, te, które mijam

są jak mijające dni i miesiące


lubię gdy wiatr bawi się w moich włosach

odleciał, wróci do mnie jeszcz 

zatrzymywać go nie ma sensu


lubię me myśli, jak wiatr szalone

marzenia, co kwitną jak wiosenne kwiaty

miłość, ile się zmieści w moich ramionach

i biegnę ile sił ...



Naleśniki wytrawne


Filet z kurczaka( ok 200- 250g)

kilka różyczek brokuła 

garść fasolki szparagowej

( można dodać również pomidora, paprykę)

100 g sera lazur

sól, pieprz, czosnek do smaku

olej

naleśniki ( przepis tutaj )


Filet z kurczaka podzielić na kostkę lub paski i podpiec na oleju dodając sól, pieprz, czosnek. Brokuł i fasolkę lekko podgotować. Ser pokroić na drobne kawałki. Wszystko razem wymieszać, układać łyżką na środek naleśnika i zawijać jak krokiety. Podpiec na patelni lekko pokrytej olejem.


piątek, 12 lutego 2010

A jak robisz kluski?

Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód.

P. Coelho


Metafizyka


Było, minęło.

Było, więc minęło.

W nieodwracalnej zawsze kolejności,

bo taka jest reguła tej przegranej gry.

Wniosek banalny niewart już pisania,

gdyby nie fakt bezsporny,

fakt na wieki wieków,

na cały kosmos jaki jest i będzie,

że coś naprawdę było,

póki nie minęło,

nawet to ,

że  dzisiaj jadłeś kluski ze skwarkami. 


Wisława Szymborska

tomik „ Tutaj”


A jak Ty robisz kluski śląskie? Jedni dodają jajko inni nie , niektórzy dodają trochę mleka. Są tacy, którzy robią tylko z dodatkiem mąki ziemniaczanej.

Ja dodaję trochę mąki pszennej i jajko ;-) Dzięki temu kluski są bardziej delikatne w smaku i konsystencji. Gorąco polecam!


Kluski śląskie ze skwarkami

1 kg ziemniaków

łyżka masła

ok 4 pełne łyżki mąki ziemniaczanej

łyżka mąki pszennej

1 żółtko

1 jajko


Do polania

ok 30 dkg boczku pokrojonego w kostkę i zeskwarzonego.


Ziemniaki obrać, umyć ugotować w osolonej wodzie. Następnie odlać wodę, dodać masło i bardzo dokładnie utłuc tłuczkiem ( jeśli będzie to zrobione niestarannie, pozostaną w cieście grudki ziemniaków). Ziemniaki przełożyć do miski, lekko przestudzić, wyrównać powierzchnię, podzielić na krzyż na 4 części. Jedną część wyjąć i w to miejsce wsypać łyżkę mąki pszennej i dosypać mąki ziemniaczanej tyle by wypełnić wolne miejsce ( zwykle są to 4 pełne łyżki ) łożyć z powrotem wyjętą wcześniej część ziemniaków  dodać jajko i żółtko i zagnieść ciasto. Z ciasta ulepić kulki ( jeżeli ciasto się trochę lepi można ręce posypać lekko pszenną mąką) ok. 3 – 4 cm średnicy, w każdej z nich palcem zrobić wgłębienie.

W garnku zagotować wodę, wrzucić kluski i gotować ok. 3 min od momentu wypłynięcia klusek na powierzchnię ( muszą się gotować na bardzo małym ogniu)


Można podawać również z mięsem, sosem pieczarkowym lub na słodko z masłem i cukrem ;-)


czwartek, 11 lutego 2010

A ja nie lubię pączków.

Czy człowiek nie umiejący liczyć, który znalazł czterolistną koniczynę, ma też prawo do szczęścia?

S.J. Lec


Jakże często wierzymy, że nasze słowa, myśli czy rytuały mogą wpływać na rzeczywistość. Mamy szczęśliwe pióro, ulubiony sweter, uważamy żeby lustro się nie potłukło, sól nie rozsypała, jemy przynajmniej jednego pączka w tłusty czwartek. 

Są to przesądy, czyli wiara w zależność zachodzącą między wydarzeniami naszego życia a tym, co ma nas spotkać albo już nas spotkało. Zasadniczo sprowadza się do przekonania, że niektóre wydarzenia mają na nas sprowadzić nieszczęście, a inne szczęście. Rozsądek mówi studentowi , że to nie dzięki temu długopisowi otrzymał tak dobrą ocenę, ale co szkodzi zabrać ten długopis na kolejny egzamin? Zabiera go więc. Jeśli znów otrzyma dobrą ocenę, przekonanie utrwala się. I powstaje przesąd.  No cóż nasz mózg jest nieustannie nastawiony na szukanie powiązań, często tam gdzie tak naprawdę nie występują. Lekceważy natomiast prawa statystyki i prawdopodobieństwa. Myślimy o bliskiej osobie i nagle ta osoba dzwoni. Brzmi bardzo znajomo? Przyciągnęliśmy ją myślami czy to zwykłe współwystępowanie, przypadek. Może warto się zastanowić jak często myślimy o danej osobie a ona jednak nie dzwoni. Pamięć ludzka jest bardzo wybiórcza. Najczęściej zapamiętujemy to co jest zgodne z  naszymi przekonaniami ;-) Staramy się przyciągać szczęście, odganiać pecha i zdecydowanie wolimy nie chwalić się za wcześnie, aby „nie zapeszyć”. Czyli nie kusimy losu ;-)

No cóż, potrzebujemy przesądów by wyjaśnić sprawy, na które nie mamy wpływu, których  sami nie potrafimy wyjaśnić, oraz wszystko to, co nie zgadza się z naszymi życzeniami.

Większość przesądów jest zupełnie nieszkodliwa. Myślę, że nie trzeba zwalczać tych drobnych rytuałów, talizmanów i amuletów, pukania w niemalowane. Szczęśliwy sweter nawet jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi, prawda?Jednak podporządkowanie temu naszego życia to przesada, która pozbawia nas wolności, co w konsekwencji zaprzecza temu, że jesteśmy w rękach Boga.



A ja chyba nie zjem dzisiaj pączka, proponuję za to:


Bułeczki z nutelą lub powidłami

20g świeżych drożdży

200 ml ciepłego mleka

1/3 szkl cukru

1 łyżeczka soli

450 g + 50 g mąki do posypania blatu podczas zagniatania.

21jajko + żółtko lekko roztrzepane

( białko pozostawić do posmarowania bułeczek)

50 g masła roztopionego w garnuszku i ostudzonego

do posypania: mak, sezam, cukier, mielone orzechy czyli co kto lubi.


Drożdże rozpuścić w mleku wymieszać dodać łyżeczkę cukru. Mąkę wsypać do miski , zrobić dołek i wlać rozpuszczone drożdże. Jaja ubić z cukrem i dodać do mąki razem z masłem i solą.  Dobrze wyrobić ciasto ( można to zrobić mikserem) Wyłożyć na blat kuchenny posypany mąką i powoli jeżeli trzeba, dodawać do  50 g mąki - czasem należy jej dać mniej, innym razem więcej. Wszystko zależy od tego, jakiej konsystencji jest ciasto - powinno być dosyć luźne i elastyczne, ale niezbyt klejące. Nie może też być zbite.

Ciasto przykryć i pozostawić na ok 2 godz. Po tym czasie wyłożyć na blat, podzielić na małe części. Każdą część rozpłaszczyć napełnić łyżeczką nuteli lub powideł i zamknąć. Układać na blaszce zamknięciem do dołu w większych odległościach ( ja piekłam moje w foremkach do mufinek)Posmarować białkiem i posypać czym kto lubi;-)

Piekarnik nagrzać do 180 stopni i piec bułeczki ok 10 min. Sprawdzić podczas pieczenia , ponieważ piekarnik, piekarnikowi nie równy.


środa, 10 lutego 2010

Włoski omlet - frittata.

Piekło jest tam, gdzie się nic nie gotuje i nikt nie czeka.

Marlena de Blasi (Tysiąc dni w Toskanii)



Mówisz, że nie potrafisz gotować, zaczynasz swoją przygodę z domowym gotowaniem?

Proponuję frittatę. Jest to włoski omlet wzbogacony o dodatkowe składniki warzywa, wędlinę, ser. Bardzo dobre danie na lekki obiad lub kolację.


Frittata

( porcja dla jednej osoby)


2 łyżki oliwy 

2 małe ziemniaki

½  cebuli

mały ząbek czosnku, drobno pokrojony

2 jajka

świeże zioła ( lub suszone)

1/2 łyżeczki soli (lub do smaku)

ewentualnie inne dodatki czyli co kto lubi lub co kto ma (oliwki, ser, pomidory, podgotowany brokuł itd)


Oliwę rozgrzać na patelni (używam głębokiej patelni o średnicy 20 cm, jeżeli mamy większą patelnię lub więcej osób chętnych do jedzenia to trzeba zwiększyć ilość składników)

Ziemniaki obrać i pokroić w cienkie plasterki. Podsmażyć je ok. 10 minut, mieszając delikatnie co jakiś czas, by się równomiernie rumieniły. Dodać drobno pokrojoną cebulę,czosnek oraz sól i przemieszać. Jajka rozbełtać w miseczce, wlać na patelnię, dodać zioła i ewentualne dodatki. Smażyć na małym ogniu ok. 5 minut. Kiedy omlet będzie od spodu usmażony, delikatnie zsunąć frittatę na talerz, położyć odwróconą patelnię na  talerzu i jednym ruchem przerzucić frittatę na patelnię.  Smażyć kolejne 2 minuty. Z obu stron frittata powinna być usmażona, a w środku nadal miękka. 

Można pokroić tak, jak pizzę.

Proste i smaczne


wtorek, 9 lutego 2010

Faworki na zimową chandrę.

"Naucz się doceniać to, co masz, zanim czas sprawi, że docenisz to, co miałeś."

Susan Lenzke


Zbyt mało słońca, chłód za oknem i nie tylko, dzień wciąż jeszcze za krótki. Szaro!

Tak jakoś nic się nie chce. Ogarnia mnie ogromna tęsknota...

Proponuję lekturę opowiadania, które czasem pomaga dostrzec diamenty wokół nas i obronić się przed chandrą ;-)


DIAMENTOWE POLA

( D. Skraskowski,  Gra o życie)

Nieopodal rzeki Indus mieszkał niegdyś perski rolnik - Ali Hafed.
Posiadał on duże gospodarstwo, w którego skład wchodziły sady, pola uprawne i ogrody. Był bogatym i zadowolonym z życia człowiekiem – jego zadowolenie płynęło z faktu, że był zadowolony z życia.
 Pewnego dnia złożył mu wizytę sędziwy kapłan - mędrzec ze wschodu.
Kapłan usiadł przy kominku i opowiedział Ali Hafedowi historię powstania świata. Mówił, że wszechmogący wsunął palec w kłębiącą się mgłę i zaczął powoli obracać. Potem zwiększył szybkość ruchów, aż mgła przeistoczyła się w kulę ognia, która tocząc się przemierzała kosmos, przenikała kłęby mgły pochłaniając wilgoć, która zaczęła się skraplać, a potem spadła na powierzchnię ognistej kuli, chłodząc jej zewnętrzną powłokę.Kiedy rozpalona masa wytrysnęła, a później szybko się ochłodziła - powstał granit; masa, która oziębiała się wolniej utworzyła srebro. A diamenty (mówił dalej kapłan) są skrzepniętymi promieniami słońca!
 Oznajmił jeszcze rolnikowi, że diamenty jako najszlachetniejsze minerały stworzone przez Boga są tak cenne, iż za jeden kamień wielkości kciuka Ali Hafeda można by kupić całe państwo. Gdyby Ali Hafed posiadał kopalnię diamentów, mógłby osadzić
swoje dzieci na tronach wszystkich państw świata.

Tej nocy Ali poszedł spać jako biedak. Był biedny ponieważ był niezadowolony z życia a był niezadowolony ponieważ myślał, że jest biedny. Przez całą noc nie zmróżył oka, wciąż powtarzał

 - Muszę mieć kopalnię diamentów !!!

Następnego dnia obudził kapłana wczesnym rankiem i zapytał: 

 - Powiesz mi, gdzie mogę znaleźć diamenty?

 - Po co Ci diamenty? (rzekł kapłan)

 - Chcę być niezmiernie bogaty (przyznał uczciwie Ali Hafed) 

 - Słuchaj! (rzekł kapłan). Jeśli dotrzesz do rzeki, która płynie pomiędzy wysokimi górami, znajdziesz diamenty. Będą one ukryte w tych piaskach.

 - Nie wierzę w istnienie takiej rzeki! (odparł Ali Hafed oczekując dalszych wyjaśnień)

 - Zapewniam Cię, że jest wiele takich rzek, wystarczy tylko je odnaleźć.
 Ali Hafed podszedł do okna. Utkwił wzrok w szczytach gór, które przylegały do jego posiadłości. W końcu postanowił:

- Wierzę Ci, pójdę!

Sprzedał swoje gospodarstwo, zabrał pieniądze i zostawiwszy rodzinę pod opieką sąsiadów, wyruszył na poszukiwanie diamentów.
 Rozpoczął wędrówkę od zbadania najbliższych gór. Potem szukał w Palestynie. Na koniec przemierzył Europę. Kiedy już wydał ostatnie pieniądze, stanął w łachmanach u wód Zatoki Barcelońskiej w Hiszpanii i przyglądał się falom uderzającym o brzeg.
Wkrótce potem ten zrujnowany, nieszczęsny człowiek rzucił się w czasie przypływu w głębinę morza i na zawsze pogrążył się w odmętach.

Pewnego dnia człowiek, który zakupił gospodarstwo Ali Hafeda, zaprowadził do ogrodu swojego wielbłąda, aby go tam napoić. Kiedy zwierzę chłeptało przejrzystą wodę ze strumyka, następca Ali Hafeda zauważył na białym, piaszczystym dnie strumienia dziwny błysk. Wsunął dłoń do wody i wyciągnął z dna czarny kamień, w którego blasku zawierały się wszystkie kolory tęczy. Zabrał ten osobliwy kamień do domu i położywszy go na obramowaniu kominka, wrócił do swych zajęć.
 W kilka dni później złożył mu wizytę ten sam sędziwy kapłan, który tu już niegdyś bywał. Kiedy starzec zauważył połysk jakiegoś przedmiotu na kominku, szybko ruszył w jego stronę. 

- Tu jest diament ( wykrzyknął) Czy Ali Hafed powrócił?

 - Nie (odparł nowy właściciel domu), a to nie jest żaden diament, ot zwyczajny kamień z ogrodu.

 - Ja zawsze rozpoznam diament! (upierał się kapłan). Mówię Ci, że ten kamień jest diamentem! Wspaniałym diamentem!

Obaj ruszyli pospiesznie w stronę strumienia, który przepływał przez ogród. poruszyli biały piasek i oto znaleźli więcej kamieni, z których każdy był jeszcze bardziej piękniejszy i cenniejszy. W ten sposób odkryto kopalnię diamentów w Golkandzie - najwspanialszą w dziejach.

Gdyby Ali pozostał w domu i zaczął kopać w swoim ogrodzie - zamiast tułać się po świecie - stałby się właścicielem Diamentowych pól.

Mnie czasem ratuje moje hobby. Dzisiaj znalazłam stary rodzinny przepis na faworki. Polecam!


Faworki

( ok 40 sztuk)

2 szkl mąki

3 żółtka

ok 100 g śmietany 18%

łyżeczka cukru pudru

łyżeczka wódki lub octu

¼ łyżeczki proszku do pieczenia*

szczypta soli

tłuszcz do smażenia ( ja smażę na oleju)


Wszystkie składniki należy dokładnie połączyć. Ja to robie przy pomocy miksera. Powstanie dosyć gęste ale elastyczne ciasto. Następnie ciasto wyłożyć na blat, uformować kulę i bardzo mocno wybić wałkiem. Odłożyć na 0,5 h. Po tym czasie ciasto rozwałkować, podzielić na prostokąty, przeciąć pośrodku i wywinąć faworek. Smażyć szybko na głębokim tłuszczu. Posypać cukrem pudrem.


*Faworki można robić z proszkiem do pieczenia lub bez proszku. Jeżeli dodamy proszek faworki będą bardziej pulchne, więcej urosną podczas smażenia. Jeżeli zrezygnujemy będą bardziej kruche i delikatne. Staropolskie klasyczne faworki robi się bez dodatku proszku.


Należy pamiętać o kilku zasadach:

 - Ciasto na faworki należy wybić wałkiem tzn położyć ciasto na stolnicy lub blacie kuchennym i uderzać z całej  siły. Następnie ciasto złożyć i powtórzyć uderzanie wałkiem kilkakrotnie. (Przy okazji można się nieźle wyżyć  ;-)

 - Ciastu trzeba dać odpocząć tzn odłożyć do lodówki na 0,5 – 1 h

 - Ciasto trzeba wałkować jak najcieniej. Im cieńsze faworki, tym lepiej.

 - Faworki wrzuć na bardzo gorący olej i niemal natychmiast przewracać  na drugą stronę. Nie mogą być        przypalone!

- Po usmażeniu układać faworki na papierowym ręczniku, by pozbyć się nadmiaru tłuszczu.

 - Lekko ciepłe posypać cukrem pudrem.




A mnie i tak jest smutno.


niedziela, 7 lutego 2010

Sernik lekki jak piórko.

Rozpoznać szczęście, kiedy leży u twych stóp, mieć odwagę i zdecydować i pochylić się, chwycić je w dłonie... i zatrzymać. To mądrość serca. Mądrość, która jest tylko logiką, to mało...

M. Levy


Wokół  mnie dzieje się tak dużo 

ale tak mało...

Zimowa szarość wpędza mnie w nostalgie

pokazuje smutek i beznadzieję.

Zamykam oczy,

z delikatnością motyla poszukuję wspomnień 

dziś rozgrzewanych myślą.

One są moje, one mi się należą.


Wokół mnie dzieje się tak dużo

ale tak mało...

Zatapiam się we wspomnieniach,

otulają mnie jak zapach.

Zamykam oczy,

z delikatnością piórka odkładam je na miejsce

wiosna, lato, jesień.

Nikt ich nie zmieni, nie wymaże.



Czasem mam takie dni, że najchętniej cały dzień stałabym przy garnku  i piekarniku.

Ale są też takie, że nie mam ochoty wchodzić do kuchni. No chyba żeby zrobić kanapkę i kubek gorącej herbaty. Dzisiaj jednak znalazłam otwartą puszkę z mlekiem słodzonym. Ostatnio najchętniej dodawałabym go do wszystkiego ;-)


Proponuję pyszny sernik

Ciasto:

250 g ciasteczek kruchych (najlepiej typu petit beurre )

100 g masła

2 czubate łyżeczki przyprawy do piernika

Ciasteczka zetrzeć lub rozkruszyć w melakserze. połączyć z masłem i przyprawą. Wylepić tortownicę 24 cm.


Masa serowa

250 g mascarpone

350 g sera białego ( najlepiej tłustego i  takiego już mielonego)

120 ml mleka skondensowanego słodzonego

120 ml śmietany 36%

120 ml greckiego jogurtu może być również kwaśna śmietana

cukier wanilinowy

½ szklanki cukru pudru

3 jajka


Jajka ubić z cukrem, śmietanę 36% ubić z cukrem wanilinowym. Do miski wyłożyć sery, wlać mleko, jogurt wymieszać. Dodać jaja i śmietanę, delikatnie połączyć. Wyłożyć na ciasto.Piec w nagrzanym piekarniku (180 stopni ) ok. 50 min 



czwartek, 4 lutego 2010

Książka dla dzieci?



Powinnam teraz robić coś innego ale w ramach przerwy napiszę kilka słów.

Myślę że każdy ma takie smaki z dzieciństwa, które pozostają i taką książkę do której się wraca pomimo ukończonych 18 lat;-) 

Niektóre książki czytałam tyle razy że znam je niemal na pamięć.

"Kubuś Puchatek" to książka ponadczasowa, dla małych i dużych.

Jako jedyna znana mi bajka nie posiada w sobie ani odrobiny agresji, a czarujące postacie, urzekają każdego. Jest to jedna z najpiękniejszych i najmądrzejszych książek mojego życia. Najmądrzejszych? Tak, bo można w niej znaleźć odpowiedź na najbardziej trudne, ale i prozaiczne pytania. Odpowiedź , która jest zawsze prosta i  opatrzona humorem właściwym tylko Kubusiowi. Atmosfera stworzona przez A.A. Milne'a,( a może tłumaczkę , panią Tuwim) wprawia w dobry nastrój, chociaż muszę przyznać, trochę refleksyjny. Uwielbiam to uczucie, jakie ogarnia mnie po otwarciu kolejnych kart książki.

Dla Kubusia wszystko jest takie proste. Nawet najtrudniejsze sytuacje można wytłumaczyć w taki sposób, który wywołuje uśmiech na twarzy.

Jak zrobić idealne magdalenki? Puchatek na pewno  by mi podpowiedział, przecież na miodzie to on się znał.

"Bo chociaż jedzenie miodu było bardzo miłym zajęciem, była taka chwila, tuż zanim się zaczęło jeść, kiedy było przyjemniej, niż kiedy się już jadło. Ale nie wiedział dobrze, jak się to nazywa." 

wypróbowanie nowego przepisu?

pieczenie?

zapach w całym domu?

To oczywiście zależy od tego, co dla kogo jest MIODKIEM...

" bo co komu do tego skoro i tak mniejsza o to"



Magdalenki miodowo - karmelowe


2 jajka

1/3 szklanki  cukru

2 łyżki ciemnego cukru trzcinowego

( jeżeli nie ma dodać białego cukru, będą jaśniejsze)

szczypta soli

pełna szklanka  mąki

1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

5 łyżek mleka skondensowanego słodzonego

150 g stopionego i ostudzonego masła

2 łyżki miodu

masło do wysmarowania foremek


Mąkę, proszek, sól wymieszać w jednej misce. 

Do drugiej miski wbić jaja, cukry, mleko, miód i wszystko dokładnie połączyć. Dodać mąkę z proszkiem i solą wymieszać. Na koniec dodać masło. Ciasto pozostawić na ok 30 min. Lekko zgęstnieje. Następnie nałożyć do wysmarowanych masłem foremek.

Piec w temperaturze 180 stopni ok 10 min


wtorek, 2 lutego 2010

Nie wyszło mi.

Człowiek, który nie robi błędów, zwykle nie robi niczego.

Edward John Phelps


Nie wyszło mi... Robiłam je tyle razy, może zgubiła mnie rutyna. 

O mały włos nie byłoby dzisiaj obiadu. A co miało być na obiad? Cepeliny. To znaczy były, tylko połowę mniejsze ;-D Zdecydowanie nie nadawały się do fotografowania. Dobre nawet były ... może ziemniaki nie te?

Ale ja je jeszcze zrobię!

I to takie jak być powinny!

No cóż, że cepelinów było połowę z zaplanowanych, to zostało mi również połowę cudownych skwarków z boczku. 

Proponuję sałatkę.



Sałatka z brokułów, sera lazur i prażonego słonecznika

Brokuł

100 g sera lazur lub gorgonzoli

100 – 150 g boczku wędzonego

2 łyżki pestek słonecznika


Brokuł podzielić na kawałki, krótko obgotować. Boczek pokroić w kostkę i uskwarzyć. Słonecznik uprażyć na suchej patelni stale mieszając. Ser pokroić w kostkę. Wszystkie składniki połączyć.

Sałatka bardzo dobrze smakuje również połączona z ugotowanym makaronem. Może być wtedy  daniem  obiadowym