sobota, 13 listopada 2010

Zarzutka.

Czasem jasność pojawia się dopiero na szarym końcu.
W Grzeszczyk


„Biada temu, kto przestawał w życiu dostrzegać cel, sens i jakąkolwiek wartość, ponieważ zarazem automatycznie zakładał, że nie ma już po co żyć. Nie mijało wiele czasu, a taki człowiek był już całkiem stracony. Sami musieliśmy się uczyć, a następnie przekazywać zrozpaczonym towarzyszom, że nie liczy się to, czego oczekujemy od życia, ale czego życie oczekuje od nas. Musieliśmy przestać zadawać pytania o sens naszej egzystencji, a w zamian nauczyć się myśleć o sobie jako ludziach poddawanych przez życie – w każdej godzinie dnia- nieustannemu egzaminowi. Chcąc go zdać, należało porzucić czczą gadaninę oraz rozmyślania na rzecz podejmowania właściwych działań i właściwego postępowania. Ostatecznie życie sprowadza się do wzięcia na siebie odpowiedzialności za znalezienie właściwego rozwiązania problemów i zadań, jakie stawia ono przed każdym z nas. Zadania te, a co za tym idzie, również sens życia są różne dla różnych ludzi i sytuacji. Niemożliwością jest zatem podanie ogólnej definicji sensu życia. Żaden człowiek i żaden ludzki los nie może być porównywany z innym człowiekiem i innym losem. Każda sytuacja jest niepowtarzalna i każda wymaga innej reakcji.”
Viktor E. Frankl - Człowiek w poszukiwaniu sensu
A jednak...
Swoiste déjà vu, już widziane, przeżywane, w jakiejś nieokreślonej przeszłości. Przecież to niemożliwe.
Czasem mam wrażenie, że życie zatacza krąg. Fika koziołki, być może tracimy na chwilę jego sens, po czym nieoczekiwanie wraca na to samo  miejsce. Historie, które przeżywałam   dawno temu  powracają ale inaczej.  Już kiedyś, gdzieś mi się to zdarzyło, już kiedyś to robiłam i czułam. Tyle tylko, że obecnie odczuwam to inaczej, mocniej i bardziej  świadomie. Może nie odrobiłam zadania, nie nauczyłam się tego czego powinnam. Mam drugą szansę? Każdy napotkany przez nas człowiek jest "po coś" nam dany, też czegoś nas uczy,  tylko nie zawsze potrafimy to dostrzec i wyciągnąć z tego wnioski.
Mam wrażenie, że wszystko się powtarza niezmiennie od lat. Choć to czasem zaskakuje;-)

Zapraszam na talerz ciepłej zupy, domowej, staropolskiej. Takiej zwykłej.

Zarzutka czyli kapuśniak.
200 g żeberek
200 g wędzonych kości schabowych
marchewka
pietruszka
kawałek pora
kawałek selera
4 – 5 ziemniaków
cebula
łyżka masła
ząbek czosnku
500 g kiszonej kapusty
liść laurowy 
2 ziarenka ziela angielskiego
¼ łyżeczki kminku
sól, pieprz, majeranek.

Kapustę pokroić, przełożyć do garnka i zalać wrzątkiem. Dodać 1 liść laurowy,  ziarenka ziela angielskiego oraz kminku. Gotować na niewielkim ogniu, aż do miękkości. 
W drugim garnku ugotować rosół. Żeberka i kości zalać wodą, dodać obraną włoszczyznę, odrobinę soli ( ilość soli jest zależna od tego jak słone są kości). Na 10 min. przed końcem gotowania dodać pokrojone ziemniaki.
Przelać kapustę z wywarem do rosołu i dodać pokrojoną w kostkę i podsmażoną na jednej łyżeczce masła cebulę (powinna być przyrumieniona). Najważniejsze, to dobrze doprawić solą, pieprzem, majerankiem. Mięso pokroić na cząstki i dodać do zupy. Można posypać pietruszką. 



1 komentarz: