wtorek, 29 czerwca 2010

Naleśniki z malinami.

Stań się lepszym człowiekiem. 
I zanim poznasz kogoś upewnij się, że znasz siebie i że nie będziesz chciał być taki jak on chce, ale będziesz sobą.
Gabriel Garcia Marquez


Podobno hitem sezonu jest „ comfort food”. Ja nie jestem bardzo trendy;-) Mam swoje ulubione rzeczy, kolory, dania, którym jestem wierna, bez względu na zmieniającą się modę. Jednak to pojęcie bardzo mi się podoba, bo ja zdecydowanie uważam że jedzenie powinno sprawiać przyjemność i to bez względu na modę. Comford food czyli balsam dla duszy. Danie, które sprawia, że czujemy się komfortowo, błogo, tak jakbyśmy znów stali się dziećmi.  Dodatkowo  zazwyczaj jest to potrawa mało skomplikowana, niedroga, prosta. Każdy może mieć swój zestaw lub jedno komfortowe danie. Podobno dla przeciętnego Polaka są to pierogi. Dla mnie naleśniki!!!
Naleśniki na śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Naleśniki z białym serem i waniliną, z chrupiącym brzegiem, przyprószone cukrem pudrem. No i oczywiście nie będę odkrywcza jeżeli napiszę, że najlepsze robi moja Mama :-)


Naleśniki czekoladowe z serem i malinami
Naleśniki mojej Mamy. Przepis już podawałam tutaj.
Z podanej ilości mąki odjęłam 2 łyżki i dodałam 2 łyżki ciemnego kakao.

nadzienie:
150 g twarogu
150 g Danio wanilinowego
maliny
cukier puder
Twaróg rozgnieść widelcem i dokładnie połączyć z serkiem wanilinowym. Upieczone naleśniki smarować masą, poukładać maliny, zrolować, posypać cukrem pudrem i zjadać, najlepiej ciepłe.


PS.
Tak na koniec to muszę się przyznać, że najbardziej comforting dla mnie jest wylizywanie misek z kremu, ciasta, budyniu ;-) I jeszcze piętka świeżego chleba z masłem i okruchy ciasta, które pozostają na blaszce ;-D I to wcale nie dlatego, że dzieci zjadły resztę, zapewniam ;-D
No cóż, każdy ma jakiegoś bzika.
Ciekawa jestem jakie danie dla Ciebie jest komfortowe...
Pozdrawiam.

niedziela, 27 czerwca 2010

Tort arbuzowy

Brak ci tylko jednej istoty, a cały świat jest bezludny.
A.  de Lemartine

Bel far niente... Leniwa niedziela. Po tygodniu jak na wariackich papierach, jak w kołowrotku, po dwóch nocach  bardziej myślących niż śpiących, po piątkowych, urodzinach, o których miałam pamiętać i  zapomniałam... Tak jakby ktoś zatrzymał pędzący samochód. Za oknem słońce, błękitne niebo, po którym przepływają zabłąkane cumulusy. Takie jak wata cukrowa. Przez uchylone okno wpada  powietrze, dzisiaj takie prawdziwie letnie. Wiatr delikatnie niesie wspomnienia, okruchy dawnych wydarzeń. Nostalgia. Nie  potrafię się przed nią dzisiaj obronić.
Czas na kawę. Dzieci przygotowują dla mnie rysunki. A potem, może spacer. Taki sam poranek, ta sama filiżanka z kawą, mleczna pianka. Tylko marzenia ... inne, myśli gdzieś tam za mgłą. Nostalgia.





Arbuzowiec 
Jest to kolejny biszkopt z galaretką. Bardzo typowe letnie ciasto. Orzeźwiające, ponieważ w galaretce zatopione są kawałki arbuza.
Biszkopt w/g przepisu, który znajduje się tutaj. Upiekłam w formie okrągłej 26 cm.
300 ml śmietany 36%
galaretka truskawkowa
1/8 arbuza
2 galaretki truskawkowe rozpuszczone w 3 szkl. wody.
garść obranych z łusek pistacji.
Galaretkę przeznaczoną do masy śmietanowej, rozpuścić w ½ szkl. wrzątku. Śmietanę ubić i do ubitej powoli wlać lekko przestudzoną galaretkę. Dokładnie wymieszać, wyłożyć na biszkopt i poukładać cząstki arbuza. (Biszkopt z masą włożyć do tortownicy wyłożonej folią spożywczą lub otoczyć specjalnym kołnierzem by galaretka ładnie stężała)
Na owoce wyłożyć mocno już tężejącą galaretkę, schłodzić w lodówce. Przed podaniem brzeg posypać pistacjami.




piątek, 25 czerwca 2010

Arbuz i feta.

Choćbyśmy uczniami byli najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata.
Wisława Szymborska 



Gdy jesteśmy dziećmi, każdy człowiek i każde zdarzenie wydają się wyjątkowe. Z wiekiem uświadamiamy sobie w coraz większym stopniu powtarzalność i podobieństwo tego, co nas spotyka. W rezultacie doznajemy mniej radości i zaskoczeń, ale też i mniej rozczarowań, niż w młodych latach.
A ja zostałam zaskoczona smakiem...
Bardzo lubię oglądać książki z przepisami, zagłębiać się w receptury. Czasem wydaje mi się, że wszystko już było, że można jedynie zmienić proporcje, sposób podania. Bo przecież ilość kombinacji pewnych składników jest ograniczona. Niektóre połączenia nasuwają się same , jak w grze skojarzenia.
jabłko, cynamon
śliwka suszona, czekolada
pomidor, bazylia
piure ziemniaczane,  gałka muszkatołowa 
jeszczeciepłeciastodrożdżowe,  szklanka mleka ;-)
arbuz ...
Niektóre połączenia wydają się bardzo dziwne na pierwszy rzut oka lub mówiąc inaczej zaskakujące albo intrygujące...
Arbuz i feta.
Poczęstowała mnie koleżanka i zaskoczyła. Po sprawdzeniu w internecie, okazało się oczywiście, że połączenie to istnieje już, choć z różnymi dodatkami. Ja jednak musiałam to napisać bo zauroczył mnie ten smak. Polecam jeżeli ktoś jeszcze nie próbował. U mnie już pozostanie : 
arbuz, feta



Arbuz i feta z nutką mięty.
arbuz
feta
listki mięty ( bez też jest dobre )
oliwa z oliwek
kilka kropel soku z cytryny
Arbuza pokroić w kostkę, usunąć pestki. Fetę pokroić w kostkę. Delikatnie poprzekładać arbuza fetą, skropić oliwą i cytryną i ewentualnie posypać listkami mięty i już.
PYCHA!

czwartek, 24 czerwca 2010

Babeczki kruche z truskawką.

Szczęście to ta, chwila co trwa, 
niepewna swojej urody. 
To zieleń drzew, to dzieci śmiech. 
Słońca zachody i wschody.
A.M. Jopek „ Na dłoni”


Ja tak bardzo lubię zachwycać się czymś z pozoru nieistotnym. I tak bardzo lubię jeżeli ktoś zachwyca się razem ze mną. A potem okazuje się, że to coś nieistotne, tak naprawdę zapiera nam dech w piersiach, jak tylko do nas dotrze...olśnienie :)Bo przecież codziennie obracamy się w kręgu drobnostek, na które nie zawsze zwracamy uwagę.  Obserwowanie pajęczyny po deszczu, chmury płynącej po niebie czy misternych płatków kwiatu i pszczoły, która zgodnie z zasadami aerodynamiki nie powinna latać. Uśmiech innej osoby. Nieistotne... a przecież tak ważne. I znów pomimo że upadliśmy uruchamiamy te swoje małe skrzydełka i lecimy dalej wbrew logice. Skoro jesteśmy nadal tu gdzie jesteśmy, to jesteśmy Tu po coś.




Kruche babeczki ze śmietaną i truskawkami.
Przepis na kruche babeczki pochodzi od mojej Mamy. Nic nie zmieniałam i pewnie przetrwa dalej. Jest bardzo prosty. Polecam.
200 g mąki pszennej
50 g cukru pudru
cukier wanilinowy
150 g masła
1 żółtko
łyżka śmietany 18%
szczypta soli
Wszystkie składniki dokładnie połączyć, siekając nożem i krótko zagniatając ręką. Pozostawić na ok 30 min. Następnie ciasto rozwałkować, wycinać kółka i wylepiać nim foremki ( warto nakłuć ciasto  2 razy widelcem, wtedy dół ciasta nie podnosi się)  Ja piekę w foremce mufinkowej. Piec w 200 stopniach ok 10 min, na złoty kolor. Z podanej porcji wychodzi ok. 12 szt. Upieczone babeczki można przechowywać kilka dni lub napełnić śmietaną i zjeść od razu.
300 ml śmietany 30%
łyżeczka cukru pudru
łyżeczka cukru wanilinowego
12 dużych truskawek
Śmietanę ubić z cukrem i cukrem  wanilinowym, porozdzielać do babeczek. Truskawki pociąć na plasterki i ułożyć na śmietanie. Można posypać czekoladą lub ozdobić  listkiem mięty. 

wtorek, 22 czerwca 2010

Pasta fresca i deser.

Nie ma zwykłych chwil, zawsze coś się dzieje.
Dan Millman „ Siła spokoju”


O czym pisać jeżeli nie wiadomo co napisać?
Czy o codziennym chwil łapaniu. O tym jak wiatr tańczy walca z liśćmi. Porusza je lekko, okręca.
O czym pisać jeżeli nie wiadomo o czym pisać?
Czy o uczuciu. O uczuciu dziwnej pustki, które ogarnia mnie czasem w chwili słabości, kiedy zapomnę go odgonić, jak natrętnego komara.
O bazylii, stojącej na parapecie, która wymaga troski, codziennego podlewania. O jej cudownym zapachu i aromacie.
O makaronie? Mąka, woda, jajko, sól, oliwa – nic więcej. Kto zaszczepił w Nas miłość do makaronu? Jedni uważają , że pomysł  na wyrabianie długich zasuszanych makaronów przywiózł Marco Polo z Chin. Inni makaronowe korzenie znajdują w kuchni starożytnych. Według tej teorii słowo makaron pochodzi od greckiego „ makar” - szczęśliwy. Podobno dostarczenie organizmowi węglowodanów zawartych w makaronie podnosi poziom endorfin, nazywanych hormonami szczęścia ;-)) Jeszcze jeden trop wiedzie do łacińskiego „ macerare” - moczyć,  rozmiękczać.
Postanowiłam zrobić pasta fresca.
Zajrzałam do książki p. Ćwierczakiewiczowej:
Wziąć pół funta mąki pszennej, zagnieść czterema jajami, gdyż tyle jaj przyjmie w siebie pół  funta mąki. Tak zagniecione jak najtwardziej ciasto rozwałkować o ile się da najcieniej, przy wałkowaniu strzegąc się przesypywania maki. Rozwałkowane ciasto zostawić na pół godziny, aby przeschło na stolnicy, potem zwinąć w wałeczek i jak najcieniej krajać.”
Och! to brzmi jak poezja...
Przypomniało mi się jak robiła makaron moja Babcia. Dodawała odrobinę oleju oraz więcej żółtek, wtedy makaron miał ładniejszy kolor.

Pasta fresca
250 g mąki 
2 jaja
1 żółtko
¼ łyżeczki soli
1 łyżka oleju
Wszystkie składniki połączyć. Następnie wyłożyć na blat i zagniatać rękami aż ciasto stanie się gładkie i jednolite. Wymaga to siły ponieważ ciasto makaronowe jest dosyć zbite. Następnie ciasto podzielić na dwie części i rozwałkować jak najcieniej. Podsuszyć lekko, złożyć na pół i jeszcze raz na pół i pokroić w paski, łazanki lub pozostawić płaty na lazanię.
Taki makaron gotuje się ok 3- 4 min, w lekko osolonej wodzie. Po ugotowaniu wymieszać z 3 łyżkami oliwy i 3 łyżkami pociętej bazylii ( listki razem z łodyżkami). Makaron wyłożyć na talerze i posypać drobno startym serem. Najlepszy jest parmezan jeżeli nie mamy, polecam również ementalery o lekko orzechowym smaku. 
A na deser...


Ciasto francuskie z karmelizowanymi bananami
płat ciasta francuskiego ( mój miał 18 x 24 cm )
łyżka soku z cytryny
3 banany
łyżka cukru brązowego
łyżka masła
Ciasto rozłożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Banany obrać ze skóry i pokroić na plasterki. Na patelni roztopić masło, wrzucić banany i posypać cukrem. Smażyć ok 2-3 min. Rozłożyć na cieście i skropić cytryną. Piec ok 15 min w 230 stopniach.
Ciasto wyszło bardzo dobre ale następnym razem podzielę płat ciasta francuskiego na 6 kawałków i upiekę osobne ciastka. Myślę, że będą jeszcze lepsze.
O czym pisać jeżeli nie wiadomo co napisać ? O jedzeniu...
Pozdrawiam.  

sobota, 19 czerwca 2010

Rumianek niepospolicie zwyczajny.

Ta jedna chwila dziwnego olśnienia
kiedy ktoś nagle wydaje się piękny
bliski od razu jak dom kasztan w parku
łza w pocałunku
taki swój na co dzień
jakbyś mył włosy z nim w jednym rumianku
ta jedna chwila co spada jak ogień
nie chciej zatrzymać
rozejdą się drogi ---
samotność łączy ciała a dusze cierpienie
ta jedna chwila
nie potrzeba więcej
to co raz tylko --- zostaje najdłużej
Spotkanie” Jan Twardowski

Odwiedził mnie dzisiaj. Otarł się o nogę dwa razy, stanął na wprost, spojrzał na mnie nonszalancko i powiedział, że spełni jedno moje życzenie. Jedno życzenie, ja chyba śnię. Dał mi czas do jutra. Chciałabym...
Zaraz, zaraz. To jakiś oszust. Rademenes spełniał siedem życzeń. No tak tylko Rademenes jest czarny. To nie ON.
Jedno życzenie. To tak dużo i tak mało.
Każdy ma marzenia, jednak jak wybrać to jedno odpowiednie???
Wyniki następnego losowania Lotto :-D
Miłość, nie nie lepiej nie
Podróż dookoła świata
Jakiś niespotykany talent lub po prostu pracowitość.
Może coś co przyniesie profit nie tylko mnie ale także każdemu innemu człowiekowi.
Choć chyba jednak łatwiej prosić o spełnienie materialnych życzeń. Coś co można dotknąć, zobaczyć, ocenić wartość. 
Jak to zrobić by nie pojawił się kac moralny i poczucie zmarnowania życzenia? 
Aż jedno i tylko jedno...
Życzę sobie...


Od tego myślenia aż rozbolała mnie głowa. Muszę zaparzyć sobie herbatę.
Chamomilla to piękne łacińskie imię rumianku. Podobno dawno, dawno temu pewna dziewczyna wyleczyła nim rany księcia. On natychmiast zapałał do niej miłością. Rumianek wplatany w wianki, patron zakochanych. Jednak najważniejsza jest jego lecznicza moc. Zawiera azulen, olejek eteryczny, który ma działanie przeciwzapalne, łagodzące, regenerujące i uspokajające. Trzeba jednak wiedzieć po jaką roślinę sięgnąć, szczególnie jeżeli zapragniemy sami zbierać i suszyć kwiaty. Jest kilka odmian rumianku, różnią się wielkością kwiatów intensywnością zapachu. Najprościej jest rozkroić koszyczek kwiatu wzdłuż, jeżeli jest pusty w środku i ma wyraźnie wyczuwalny, gorzkawy zapach, to jest odpowiedni.

Herbata relaksująca
2 łyżki suszonych kwiatów rumianku
500 ml wody
łyżeczka miodu
plaster cytryny

Rumianek zalać wodą i gotować na bardzo małym ogniu ok.30 min. Następnie przecedzić, dodać miód i cytrynę. Doskonała na ciepło i na zimno.


piątek, 18 czerwca 2010

Crostini, mówiąc prosto - grzanki.

Każdy człowiek rozumie miłość po swojemu, lecz wszyscy dalecy jesteśmy od prawdziwego jej rozumienia.
Gogol


Wszystko co nas dzisiaj otacza, jest tak bardzo skomplikowane. 
Chciałabym by białe było białe a czarne było czarne
Chciałabym by słowa zawsze znaczyły to, co znaczą.
Chciałabym by ludzie mówili to co myślą i co czują.
Chciałabym by ...
uczciwość
lojalność
zaufanie
wartości ... poddały się rehabilitacji.
Warto pamiętać, że wszystkie, absolutnie wszystkie podjęte decyzje mają swoje konsekwencje. Jak duże? Myślę, że to zależy od naszej wrażliwości.
Zasady.
Ja jeden raz złamałam zasady. I płacę za to bardzo drogo. Ile to będzie trwać? Nie wiem , może do końca życia... 
Cały czas powtarzam sobie, że siła człowieka nie polega na tym, że nigdy nie upada ale na tym, że potrafi się podnosić.
Słowa, słowa, słowa.
Słowa poruszają zmysły, niosą ze sobą zapachy, kolory, smaki, uczucia. 
Kocham... kocham Cię... najtrudniejsze słowo świata.
To jak obrączka bez obrączki.
Uczucie... nie ! Absolutnie nie!
Zobowiązanie, odpowiedzialność, troska, lojalność, pewność, spokój...
Na dobre i na złe.
Wielkie i małe nieszczęścia potrzebne do szczęścia” ( J. Twardowski)
Ludzki umysł jest zawodny, inaczej czyta słowa w różnych sytuacjach.
Konsekwentne przestrzeganie swoich zasad nie jest proste. 
Trzeba być powściągliwym, skromnym, prostym, trzeba ważyć słowa, być odpowiedzialnym.



Crostini to małe zapiekane grzanki, najczęściej z bagietki. W najprostszej wersji są skropione oliwą i natarte czosnkiem. Jest to włoska przystawka, dodatek do zup, sałatek. Ja bardzo lubię wywodzące się z Toskanii, Crostini di fegatini. Grzanki pokryte są kremem z wątróbek, anchois, kaparów. Jednak niestety, kto ma dzieci, wie, że pewne składniki potraw są niejadalne. Najczęściej zostają wydłubane, jeżeli nie jest to możliwe, cała potrawa zostaje zignorowana. Czasem jedno dziecko ( z trójki ;-) stwierdzi że coś nie pachnie lub  wygląda  dziwnie i reszta solidarnie, również rezygnuje z posiłku.
Żywienie, do tego zdrowe żywienie Nieletnich Smakoszy, jest trudne.
Postanowiłam potrawę uprościć. 

Crostini z  wątróbką
cebula
300 g wątróbki
łyżka śmietany
łyżka octu balsamicznego
łyżeczka masła
łyżeczka oliwy

bagietka
oliwa do skropienia
szczypiorek
sól, pieprz

Cebulę i wątróbkę drobno pokroić. Na patelni rozgrzać olej z masłem. Wrzucić cebulę i zeszklić na małym ogniu. Dorzucić wątróbkę i smażyć ok 10 min. co jakiś czas mieszając. Dodać śmietanę, ocet i wymieszać. Przełożyć do wysokiego naczynia i zmiksować na jednolitą masę. Taki krem można przygotować wcześniej i przechowywać 1 – 2 dni w lodówce.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni. Bagietkę pokroić na centymetrowe kromeczki skropić oliwą posmarować kremem, lekko posolić i popieprzyć, poukładać na blaszce do pieczenia i zapiekać aż się przyrumienią. Posypać szczypiorkiem.

Kolacja została zjedzona ;-)

środa, 16 czerwca 2010

Jogurtowe na drożdżach.

Wszelkie wspomnienia są złudne, bo teraźniejszość nadaje im inne barwy.
Albert Einstein

Ostatnio powiedziała mi I.
- Wiesz zjadłabym ciasto drożdżowe, takie wysokie, lekkie, jakie jadłam na koloniach.
Nie pozostało mi nic innego jak upiec wysokie, leciutkie, ciasto drożdżowe.
Ciasto drożdżowe nauczyła mnie robić moja Babcia. Jej ciasto było „na garście”
Wsypywała dwie garście tego, garść tamtego i zawsze wychodziło ciasto idealne. Cieniutko rozciągnięte na blaszce z dużą ilością maślanej kruszonki.

Babcia często układała kruszonką w taki sposób, że powstawały wzorki, np: jasne płatki i czekoladowy środek.. Dzisiejsze ciasto jest wysokie, bardzo lekkie i wilgotne. Do ciasta dodałam zamiast mleka jogurt naturalny. Na wierzch poukładałam rabarbar i maślaną kruszonkę.



Ciasto jogurtowe na drożdżach

500 g mąki
30 g drożdży
4 łyżki letniego mleka
łyżka cukru
Mąkę wsypać do miski, zrobić dołek wkruszyć drożdże, posypać cukrem, zalać mlekiem. Odstawić na 10 min., następnie dodać.
½ szklanki cukru
½ szklanki naturalnego jogurtu
½ kostki bardzo miękkiego masła
2 jaja
1 żółtko
skórka z cytryny
szczypta soli
olej do smarowania formy oraz rąk podczas rozciągania ciasta w foremkach.

Wszystko dokładnie wymieszać, najlepiej mikserem. Ciasto jest dosyć lekkie, nie nadaje się do zagniatanie rękami. Po dokładnym połączeniu wszystkich składników, odstawiamy na 1h, by ciasto podrosło. W tym czasie przygotowujemy foremki. Ja piekłam w dwóch okrągłych o średnicy 20 cm, chciałam uzyskać okrągłe wysokie ciasto. Foremki posmarowałam olejem. Nałożyłam ciasto, owoce, kruszonkę.

Kruszonka
50 g masła
50 g cukru
100 g mąki
Wszystko wymieszać, powinna wyjść taka sypiąca się, niejednolita masa. Posypać równomiernie ciasto.
Piekarnik nagrzać do 170 stopni. Piec ok. 30 min.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Kanapka na drogę... z indykiem.

Zdjęcie to wyrażanie wrażeń. Jeżeli piękno nie będzie istnieć w nas samych,
to jak w ogóle będziemy mogli je zauważyć?”

Ernst Hass

Myślę, że niestety dzisiaj bardzo często zatracamy to co najważniejsze, spychamy gdzieś na bok. Wchłania nas jakiś szaleńczy bieg, próbujemy coś udowodnić, że jesteśmy w porządku, że jesteśmy dobrzy.

Zostawiamy siebie w wielu miejscach, rozbijamy umysł, serce i duszę na kawałki... A potem pozostaje pustka, zagubienie. Uzależniliśmy poczucie naszego szczęścia od innych, co niestety jest bardzo zgubne. Czujemy się wyssani, bez siły do życia, bo nie mamy jej w sobie tylko, szukamy na zewnątrz. Jeżeli do tego, wydarzy się coś, co zaburzy bieg codziennego życia, uświadamiamy sobie, że jesteśmy niczym rozbitkowie. Zapomniałam, po prostu zapomniałam, że czasem trzeba dać sobie szansę, wsłuchać się, zaczekać na siebie. Pasja, bo właśnie o niej myślę, jest jedną z sił, które napędzają człowieka. Sprawiają, że mimo wszystko warto żyć, iść dalej swoją drogą. Pasja pozwala wyrazić samego siebie, jest spełnieniem odwiecznej potrzeby wolności, niezależności i swobody. Zupełnie niezależnie od innych.

Wolne popołudnie, rower, wiatr we włosach, torba z aparatem przewieszona przez ramię i ... pole maków. Ile czasu? Nie wiem. Nie zabrałam zegarka, nie zabrałam telefonu.

Dopiero w domu zorientowałam się, że jestem okropnie pogryziona przez komary.

Nagrodą są rzeczy, których nikt mi nie odbierze, wewnętrzna wolność, siła, radość z życia, której tak bardzo teraz potrzebuję. To błogie uczucie, że robię coś, co tkwi głęboko, coś, co jest poza zasięgiem innych, coś co ja lubię.

Nawet najbardziej dziwna, najskromniejsza z pozoru pasja, jest czymś bardzo ale to bardzo cennym.

Czasami trudno jest znaleźć swoje prawdziwe zainteresowanie, autentyczne, nie wymuszone. Coś, co daje radość w najczystszej postaci. Jednak naprawdę warto zatrzymać się przynajmniej na chwilę.

Pozdrawiam :-)


Filet z indyka nadziewany.

Doskonały do kanapek na drogę;-)

filet z indyka

200 – 250 g mielonej wieprzowiny

łyżka szczypiorku

łyżka koperku

łyżka natki pietruszki

2 – 3 ząbki czosnku

sól, pieprz

2 – 3 łyżki oleju

Filet oczyścić z błon, rozciąć delikatnie wzdłuż ale nie do końca, tak by powstał jeden duży płat mięsa. Lekko roztłuc i posolić. Mięso mielone wymieszać z pietruszką, koperkiem, szczypiorkiem i czosnkiem. Doprawić solą i pieprzem, rozłożyć na filecie z indyka i ciasno zawinąć w rulon. Obwiązać nitką. W garnku rozgrzać olej i ułożyć na nim roladę. Opiec mięso z wszystkich stron następnie podlać ½ szklanki wody, oprószyć solą i pieprzem i dusić pod przykryciem ok. 1 h.


niedziela, 13 czerwca 2010

Ciasto na niedzielę - z galaretką.

Ironia życia leży w tym, że żyję się je do przodu, a rozumie do tyłu.

Soren Kierkegaard


A życie toczy się dalej...

Koincydencja sprawiła, że przeczytałam ostatnio słowo imponderabilia na blogu Ani. Słowo zachwyciło mnie. Jako szperaczka, zaniepokojona światem sięgnęłam po słownik Kopalińskiego i słowo zachwyciło mnie jeszcze bardziej.

W moim rankingu „ słów ulubionych” zajęło jedno z najwyższych miejsc.

Obok niezapominajki, ździebełka ciepełka i kokilki ;-)

Imponderabilia czyli coś niesłychanie ważnego, ale nieuchwytnego (od łac. ponderare - ważyć). Coś czego nie da się zważyć, zmierzyć, dokładnie określić, może jednak oddziaływać, mieć znaczenie, wpływ na bieg wydarzeń. Słowo zwraca uwagę właśnie na to, na co my bardzo często nie zwracamy uwagi - na rzeczy ulotne, czynnik psychiczny naszych działań. Łatwo zauważyć ciasto stojące na stole. Nie zauważamy jednak zbyt często tego, co stoi za - lub brak czego spowodował, że to ciasto powstało. Czy to powinność, etos pracy? W niedzielę musi być ciasto na stole. Może uczucie i chęć sprawienia komuś przyjemności, może potrzeba akceptacji, samorealizacji. Być może, po prostu potrzeba zjedzenia czegoś słodkiego. Chociaż można przecież iść do sklepu i kupić sobie czekoladę ;-D Wpadłam jak truskawka w galaretkę.

Uczucia, przekonania, wartości, myśli – bo myślę, że to zdecydowanie imponderabilia, wkradają się w naszą codzienność i wpływają na nią znacząco.


Och! Amplifikując, tak bardzo chciałabym, żeby pewne imponderabilia były jednak mniej efemeryczne.

Mam nadzieję, że to nie pleonazm ;- DDD.

Pozdrawiam.


Ciasto z galaretką hm...

Chyba najbardziej typowe letnie ciasto. Owoce truskawki, jagody, maliny... o tak to moje ulubione owoce. Później brzoskwinie, wiśnie... zatopione w galaretce i doskonale harmonizujące z ... No właśnie czym? Kiedyś robiłam to ciasto tylko z bitą śmietaną, później zaczęłam eksperymentować, dodając do śmietany serek homogenizowany i odrobinę żelatyny. Dzisiaj najbardziej je lubię z jogurtem.

Ciasto lekkie, delikatne i bardzo orzeźwiające. Cieniutki biszkopt, przykryty ptasim mleczkiem z jogurtu naturalnego i owocami zatopionymi w galaretce. Można użyć owoców mrożonych lub świeżych. Owoce świeże zalewamy mocno już tężejącą galaretką. Natomiast zamrożone wrzucamy do zupełnie płynnej galaretki i energicznie nakładamy na ciasto. Bardzo szybko tężeje! Ja użyłam gotowej galaretki o smaku truskawkowym, ponieważ moi Nieletni Zjadacze zbuntowali się po ostatnim tiramisu. Polecam jednak galaretkę wykonaną na czerwonym winie. Oczywiście jeżeli używamy owoców jasnych np. brzoskwiń lepiej galaretkę przygotować na białym winie.

2 szklanki czerwonego wina

½ szklanki wody

50 g cukru

30 g żelatyny

Żelatynę rozpuścić w gorącej wodzie, wino zagotować dodać cukier i żelatynę dokładnie rozmieszać.


Biszkopt

Może być dowolnie upieczony cieniutki biszkopt, ja jednak proponuję:

2 jajka

80 g miałkiego cukru do wypieków

70 g mąki tortowej

50 g mąki ziemniaczanej

2 łyżki cukru waniliowego

łyżeczka proszku do pieczenia

2 łyżki wody

Mąki połączyć z proszkiem i szczyptą soli. Przesiać. Białka oddzielić od żółtek i dokładnie ubić, dodając połowę cukru. Żółtka ubić w osobnej misce z resztą cukru, cukrem wanilinowym, wodą. Dodać białka, najpierw łyżkę, potem resztę. Delikatnie wymieszać. Nie używać już miksera. Dodać przesianą mąkę. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Ciasto przełożyć do blaszki. Można piec w okrągłej 20cm ewentualnie 24 cm. Ja jednak wolę to ciasto w formie kwadratowej i piekę w blaszce 24 x 24 cm. Czas pieczenia ok. 20 min.

Ptasie mleczko

800 ml jogurtu naturalnego ( bardzo lubię grecki )

100 g drobnego cukru

1 łyżeczka startej skórki z cytryny

kilka kropel soku z cytryny

30 g żelatyny

Żelatynę całkowicie rozpuszczam w ½ szklanki gorącej wody. Mieszając, stopniowo wlewam do jogurtu. Dodaję startą skórkę z cytryny, sok i cukier, dokładnie miksuję. Gdyby w jogurcie tworzyły się grudki z żelatyny, wystarczy miskę z masą postawić na garnku z gotującą się wodą i mieszać aż żelatyna całkowicie się rozpuści. Masa jest dosyć płynna, odstawiam i jak zacznie tężeć wykładam ją na przygotowany spód. Wkładam do lodówki do całkowitego stężenia. Na górę układam owoce i wykładam tężejącą galaretkę. Przygotowuję ją z 2 galaretek rozpuszczonych w 3 szklankach gorącej wody.


środa, 9 czerwca 2010

Sposób na... pizzę.

Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera.

Éric-Emmanuel Schmitt „Oskar i Pani Róża”


No i masz, dopadł mnie i trzyma. Wykorzystał moment, w którym stałam się łatwym łupem. Mnie, która na co dzień, zawodowo zajmuje się pomaganiem innym – uwiódł, omotał, pokonał, właściwie bez walki. Smutek. Przytłacza mnie sam fakt istnienia. MNIE!!!

A kiedyś myślałam, że z tym jest tak, jak z ospą. Jak się człowiek wyleczy, to zyskuje odporność na całe życie.

Sprawa jest właściwie dosyć prosta. Chory potrzebuje lekarstwa, lekarstwem na smutek jest radość, taka po prostu, bycia tu i teraz, dostrzegania uroczych chwil.

A jaki jest przepis?

W zasadzie prosty i nie ja go wymyśliłam.

Świadomość oraz współczucie i zrozumienie.

Świadomość emocji, samoświadomość, zrozumienie, opanowanie własnych słów, myśli, w momencie zagrożenia, przykrości, rozczarowań, ogólnie mówiąc trudności życiowych. Świadomość co właściwie czuję, co mnie denerwuje, dlaczego się złoszczę, czuję się zraniona, oszukana. Współczucie wobec kogoś, kto sprawił nam przykrość, bo przecież prawda jest taka, że każdy z czymś walczy. Zrozumienie sytuacji oraz postępowania innych.

Mix kosztowny i czasem trudny w wykonaniu, może się przypalić.

Dużo tańsza jest rozpacz, smutek, złość w dodatku bez roboty.

Zainwestowałam w buteleczkę. Najlepszej jakości, oryginalna radość istnienia. Zażywam codziennie, jeszcze przed śniadaniem. Na efekty jednak trzeba zaczekać.

Ja tak bardzo chciałabym zrozumieć, tak bardzo chciałabym zrozumieć...


Proponuję jedno z najprostszych i najszybszych dań. Ciasto to woda mąka sól i odrobina drożdży. Im bardziej proste tym smaczniejsze. Jeżeli przygotujemy je wcześniej ( a może na nas zaczekać w chłodnym miejscu) to mamy lekki obiad lub kolację w 20 min.


Pizza

( 30 cm, odrobinę grubsze ciasto)

180 g mąki

10 g drożdży

1/2 łyżeczki cukru

1/2 łyżeczki soli

1/2 szklanki letniej wody

3 łyżki oliwy

oliwa do wysmarowania rąk podczas rozciągania pizzy


Mąkę wsypuję do miski, robię dołek, wkruszam drożdże, zasypuję cukrem i zalewam wodą. Pozostawiam na 10 min. Dodaję resztę składników i szybko mieszam ciasto. Powinno być jednolite, niezbyt ścisłe. Można ciasto od razu rozciągnąć na blaszce, ułożyć nadzienie i zapiec. Pizza jest jednak lepsza jeżeli ciasto trochę odpocznie i podrośnie.

Ja bardzo lubię jak pizza ma niewielką ilość składników jednak dużo sera.

Kładę na pizzę różne sery. Jestem powszechnie znanym zjadaczem serów więc zawsze mam kilka rodzajów w lodówce.


Sos do pizzy

łyżka przecieru pomidorowego

2 łyżki oliwy

duży pomidor drobno pokrojony

ząbek czosnku rozgnieciony

½ łyżeczki oregano

½ łyżeczki bazylii

Wszystko dokładnie wymieszać i posmarować wierzch ciasta. Na górę poukładać co kto lubi. Ja proponuję.

czarne oliwki

3 plasterki parmeńskiej lub salami ( pokrojone na kawałki )

roszponkę ( dobrze smakuje również szpinak no i oczywiście świeże listki bazylii)

ser gołda potarty

mozzarella pokrojona na plastry

ser topiony

Jeżeli mamy ser z ziołami ( np. Lidzbarski ) też doskonale smakuje.


Piekarnik nagrzewamy do najwyższej możliwej temperatury naszego piekarnika. Pieczemy 10 min.


poniedziałek, 7 czerwca 2010

Gruszka w szynce parmeńskiej.

Miłość prawdziwa to sieć powiązań, dzięki którym człowiek dojrzewa.

Antoine de Saint - Exupery


Bardzo lubię poranki, w których budzi mnie słońce, prześwitujące przez żaluzje. To ostatnia szansa by złapać za mały palec umykające niepostrzeżenie sny, to czas na porządki w przegródkach myśli.

Kochanie, co chcesz na śniadanie?

Potrzebowałam chwili by zastanowić się... Nie, nie, to inna bajka ;-)

Tupot trzech par bosych nóżek. Dwie maleńkie i jedna już prawie taka jak moja.

Maaamo! Jesteśmy głodni.

A Hanka mnie ugryzła.

Baldzo Cię kocham Mamusiu.

Jestem mamą. To jest mój wybór.

Rozmarzyłam się ... bo mnie się marzy, że Ktoś robi dla mnie śniadanie.

I tak rozpoczyna się kolejny dzień.


Skąd czerpię natchnienie?

No cóż, bo ja kiedyś byłam nałogowym poszukiwaczem nowych przepisów, dziwnych połączeń. Szperaczem i wycinaczem. Wtedy o internecie jeszcze nikt nie słyszał. Przeglądałam stosy gazet i poradników. Z zapamiętaniem wydzierałam notki o smakach, połączeniach, przyprawach;-). Większość, już dziś mocno pożółkłych karteczek, jest tematycznie powklejanych do zeszytu, niektóre fruwają na wolności. Potrafiłam zagłębiać się w tej miłej dla mnie lekturze. Siedziałam niemal do rana, z pasją oglądałam i planowałam co upiekę lub jaką sałatkę zrobię. Naprawdę :-D

A dzisiaj wyciągam stary zeszyt kiedy potrzebuję natchnienia.

Gruszka z szynką ? Pamiętam jak pierwszy raz podałam tę sałatkę na rodzinnej uroczystości. Wtedy kilka osób było mocno zaskoczonych. Myślę że dzisiaj nikogo nie dziwi takie połączenie, smaki przenikają się idealnie. Przepis znaleziony w gazecie kilka lat temu. W oryginale był podany z octem balsamicznym. Dla mnie wtedy to była czarna magia ;-) Wymyśliłam sos z oliwy cytryny, musztardy, cukru i tak zostało.


Sałatka z gruszką i szynką parmeńską

gruszka

szynka parmeńska ( długo dojrzewająca)

serek wiejski

orzechy włoskie,

świeży pieprz (kilka ziaren, grubo zmielonych)

kilka listków sałaty ( polecam roszponkę)

Sos:

2 łyżki oliwy

łyżka wody

kilka kropel soku z cytryny

1/3 łyżeczki cukru muscovado ( ewentualnie miód)

1/3 łyżeczki musztardy

pieprz, sól

wszystko energicznie wymieszać i skropić sałatkę. Nie mieszać.


Obraną gruszkę kroję na ósemki, owijam w cieniutkie plasterki szynki parmeńskiej ( jeżeli są bardzo wielkie, kroję wzdłuż, na pół ), układam na liściach sałaty, oprószonych solą, świeżo zmielonym pieprzem i oliwą. Dekoruję kleksami serka wiejskiego. Posypuję orzechami i polewam sosem. Podaję z pieczywem.