niedziela, 13 czerwca 2010

Ciasto na niedzielę - z galaretką.

Ironia życia leży w tym, że żyję się je do przodu, a rozumie do tyłu.

Soren Kierkegaard


A życie toczy się dalej...

Koincydencja sprawiła, że przeczytałam ostatnio słowo imponderabilia na blogu Ani. Słowo zachwyciło mnie. Jako szperaczka, zaniepokojona światem sięgnęłam po słownik Kopalińskiego i słowo zachwyciło mnie jeszcze bardziej.

W moim rankingu „ słów ulubionych” zajęło jedno z najwyższych miejsc.

Obok niezapominajki, ździebełka ciepełka i kokilki ;-)

Imponderabilia czyli coś niesłychanie ważnego, ale nieuchwytnego (od łac. ponderare - ważyć). Coś czego nie da się zważyć, zmierzyć, dokładnie określić, może jednak oddziaływać, mieć znaczenie, wpływ na bieg wydarzeń. Słowo zwraca uwagę właśnie na to, na co my bardzo często nie zwracamy uwagi - na rzeczy ulotne, czynnik psychiczny naszych działań. Łatwo zauważyć ciasto stojące na stole. Nie zauważamy jednak zbyt często tego, co stoi za - lub brak czego spowodował, że to ciasto powstało. Czy to powinność, etos pracy? W niedzielę musi być ciasto na stole. Może uczucie i chęć sprawienia komuś przyjemności, może potrzeba akceptacji, samorealizacji. Być może, po prostu potrzeba zjedzenia czegoś słodkiego. Chociaż można przecież iść do sklepu i kupić sobie czekoladę ;-D Wpadłam jak truskawka w galaretkę.

Uczucia, przekonania, wartości, myśli – bo myślę, że to zdecydowanie imponderabilia, wkradają się w naszą codzienność i wpływają na nią znacząco.


Och! Amplifikując, tak bardzo chciałabym, żeby pewne imponderabilia były jednak mniej efemeryczne.

Mam nadzieję, że to nie pleonazm ;- DDD.

Pozdrawiam.


Ciasto z galaretką hm...

Chyba najbardziej typowe letnie ciasto. Owoce truskawki, jagody, maliny... o tak to moje ulubione owoce. Później brzoskwinie, wiśnie... zatopione w galaretce i doskonale harmonizujące z ... No właśnie czym? Kiedyś robiłam to ciasto tylko z bitą śmietaną, później zaczęłam eksperymentować, dodając do śmietany serek homogenizowany i odrobinę żelatyny. Dzisiaj najbardziej je lubię z jogurtem.

Ciasto lekkie, delikatne i bardzo orzeźwiające. Cieniutki biszkopt, przykryty ptasim mleczkiem z jogurtu naturalnego i owocami zatopionymi w galaretce. Można użyć owoców mrożonych lub świeżych. Owoce świeże zalewamy mocno już tężejącą galaretką. Natomiast zamrożone wrzucamy do zupełnie płynnej galaretki i energicznie nakładamy na ciasto. Bardzo szybko tężeje! Ja użyłam gotowej galaretki o smaku truskawkowym, ponieważ moi Nieletni Zjadacze zbuntowali się po ostatnim tiramisu. Polecam jednak galaretkę wykonaną na czerwonym winie. Oczywiście jeżeli używamy owoców jasnych np. brzoskwiń lepiej galaretkę przygotować na białym winie.

2 szklanki czerwonego wina

½ szklanki wody

50 g cukru

30 g żelatyny

Żelatynę rozpuścić w gorącej wodzie, wino zagotować dodać cukier i żelatynę dokładnie rozmieszać.


Biszkopt

Może być dowolnie upieczony cieniutki biszkopt, ja jednak proponuję:

2 jajka

80 g miałkiego cukru do wypieków

70 g mąki tortowej

50 g mąki ziemniaczanej

2 łyżki cukru waniliowego

łyżeczka proszku do pieczenia

2 łyżki wody

Mąki połączyć z proszkiem i szczyptą soli. Przesiać. Białka oddzielić od żółtek i dokładnie ubić, dodając połowę cukru. Żółtka ubić w osobnej misce z resztą cukru, cukrem wanilinowym, wodą. Dodać białka, najpierw łyżkę, potem resztę. Delikatnie wymieszać. Nie używać już miksera. Dodać przesianą mąkę. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Ciasto przełożyć do blaszki. Można piec w okrągłej 20cm ewentualnie 24 cm. Ja jednak wolę to ciasto w formie kwadratowej i piekę w blaszce 24 x 24 cm. Czas pieczenia ok. 20 min.

Ptasie mleczko

800 ml jogurtu naturalnego ( bardzo lubię grecki )

100 g drobnego cukru

1 łyżeczka startej skórki z cytryny

kilka kropel soku z cytryny

30 g żelatyny

Żelatynę całkowicie rozpuszczam w ½ szklanki gorącej wody. Mieszając, stopniowo wlewam do jogurtu. Dodaję startą skórkę z cytryny, sok i cukier, dokładnie miksuję. Gdyby w jogurcie tworzyły się grudki z żelatyny, wystarczy miskę z masą postawić na garnku z gotującą się wodą i mieszać aż żelatyna całkowicie się rozpuści. Masa jest dosyć płynna, odstawiam i jak zacznie tężeć wykładam ją na przygotowany spód. Wkładam do lodówki do całkowitego stężenia. Na górę układam owoce i wykładam tężejącą galaretkę. Przygotowuję ją z 2 galaretek rozpuszczonych w 3 szklankach gorącej wody.


1 komentarz:

  1. :)

    Też bardzo lubię to słowo. Obok źdźbła i jabłuszka ;)

    Uświadomiłaś mi, że dawno nie grzebałam w słownikach, wyławiając słowa-cukierki, takie do bawienia się nimi i obracania na jezyku.

    A sama jadłam wcz podobne ciasto z truskawkami :)

    PS Swietny cytat na dziś!

    OdpowiedzUsuń