Czy człowiek nie umiejący liczyć, który znalazł czterolistną koniczynę, ma też prawo do szczęścia?
S.J. Lec
Jakże często wierzymy, że nasze słowa, myśli czy rytuały mogą wpływać na rzeczywistość. Mamy szczęśliwe pióro, ulubiony sweter, uważamy żeby lustro się nie potłukło, sól nie rozsypała, jemy przynajmniej jednego pączka w tłusty czwartek.
Są to przesądy, czyli wiara w zależność zachodzącą między wydarzeniami naszego życia a tym, co ma nas spotkać albo już nas spotkało. Zasadniczo sprowadza się do przekonania, że niektóre wydarzenia mają na nas sprowadzić nieszczęście, a inne szczęście. Rozsądek mówi studentowi , że to nie dzięki temu długopisowi otrzymał tak dobrą ocenę, ale co szkodzi zabrać ten długopis na kolejny egzamin? Zabiera go więc. Jeśli znów otrzyma dobrą ocenę, przekonanie utrwala się. I powstaje przesąd. No cóż nasz mózg jest nieustannie nastawiony na szukanie powiązań, często tam gdzie tak naprawdę nie występują. Lekceważy natomiast prawa statystyki i prawdopodobieństwa. Myślimy o bliskiej osobie i nagle ta osoba dzwoni. Brzmi bardzo znajomo? Przyciągnęliśmy ją myślami czy to zwykłe współwystępowanie, przypadek. Może warto się zastanowić jak często myślimy o danej osobie a ona jednak nie dzwoni. Pamięć ludzka jest bardzo wybiórcza. Najczęściej zapamiętujemy to co jest zgodne z naszymi przekonaniami ;-) Staramy się przyciągać szczęście, odganiać pecha i zdecydowanie wolimy nie chwalić się za wcześnie, aby „nie zapeszyć”. Czyli nie kusimy losu ;-)
No cóż, potrzebujemy przesądów by wyjaśnić sprawy, na które nie mamy wpływu, których sami nie potrafimy wyjaśnić, oraz wszystko to, co nie zgadza się z naszymi życzeniami.
Większość przesądów jest zupełnie nieszkodliwa. Myślę, że nie trzeba zwalczać tych drobnych rytuałów, talizmanów i amuletów, pukania w niemalowane. Szczęśliwy sweter nawet jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi, prawda?Jednak podporządkowanie temu naszego życia to przesada, która pozbawia nas wolności, co w konsekwencji zaprzecza temu, że jesteśmy w rękach Boga.
A ja chyba nie zjem dzisiaj pączka, proponuję za to:
Bułeczki z nutelą lub powidłami
20g świeżych drożdży
200 ml ciepłego mleka
1/3 szkl cukru
1 łyżeczka soli
450 g + 50 g mąki do posypania blatu podczas zagniatania.
21jajko + żółtko lekko roztrzepane
( białko pozostawić do posmarowania bułeczek)
50 g masła roztopionego w garnuszku i ostudzonego
do posypania: mak, sezam, cukier, mielone orzechy czyli co kto lubi.
Drożdże rozpuścić w mleku wymieszać dodać łyżeczkę cukru. Mąkę wsypać do miski , zrobić dołek i wlać rozpuszczone drożdże. Jaja ubić z cukrem i dodać do mąki razem z masłem i solą. Dobrze wyrobić ciasto ( można to zrobić mikserem) Wyłożyć na blat kuchenny posypany mąką i powoli jeżeli trzeba, dodawać do 50 g mąki - czasem należy jej dać mniej, innym razem więcej. Wszystko zależy od tego, jakiej konsystencji jest ciasto - powinno być dosyć luźne i elastyczne, ale niezbyt klejące. Nie może też być zbite.
Ciasto przykryć i pozostawić na ok 2 godz. Po tym czasie wyłożyć na blat, podzielić na małe części. Każdą część rozpłaszczyć napełnić łyżeczką nuteli lub powideł i zamknąć. Układać na blaszce zamknięciem do dołu w większych odległościach ( ja piekłam moje w foremkach do mufinek)Posmarować białkiem i posypać czym kto lubi;-)
Piekarnik nagrzać do 180 stopni i piec bułeczki ok 10 min. Sprawdzić podczas pieczenia , ponieważ piekarnik, piekarnikowi nie równy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz