czwartek, 26 listopada 2009

Bakaliowiec i porządki w szufladzie.

[...] nawet z pozoru najdziwaczniejsza, najskromniejsza pasja jest czymś bardzo, ale to bardzo cennym.

S. King „ Miasteczko Salem”



Dzisiaj nie będzie poważnego tematu, bardzo ambitnego wpisu. Chyba ostatnio trochę przesadziłam. Każdy z nas ma dużo spraw, kłopotów i zmartwień. Bardzo chciałabym, by to o czym piszę było przynajmniej czasami odskocznią od codzienności. Chciałabym żeby to co piszę pozwalało inaczej spojrzeć na świat. Z perspektywy prostej, może trochę zapomnianej dzisiaj. Chciałabym zarazić optymizmem i zachęcić do szukania uroczych chwil w codzienności, do zauważania wschodów i zachodów słońca, pięknych chmur i słońca nawet wtedy gdy jest za tymi chmurami. Chciałabym żeby się znowu chciało...

Dzisiaj pośmieję się trochę z siebie. 

Byłam na badaniach okresowych czyli tak zwanym przeglądzie technicznym swojej własnej osoby. Lekarz pośród wielu pytań zadał jedno:

 - Czy ma Pani nałogi?

Zawahałam się ;-) Gdzie leży granica pomiędzy hobby, pasją,  zainteresowaniem a uzależnieniem.

W niedzielę rano już obudziłam się z myślą, że upiekę szarlotkę. Poczłapałam do kuchni, włączyłam piekarnik, otworzyłam szafkę wyjęłam mąkę...

piekarnik nie działa. Przekręciłam jeszcze raz ... nic. Poczułam panikę. Mój piekarnik nie działa!!! dopiero po chwili zauważyłam, że był nie zaprogramowany, w nocy musiała być przerwa w dostawie prądu. Ustawiłam , włączyłam, ZADZIAŁAŁ.

O uzależnieniu mówi się wtedy gdy ludzie czuja się zmuszeni do angażowania  się w ryzykowne, "wymykające się spod kontroli" zachowania, które wpływają destrukcyjnie nie tylko na zdrowie osoby uzależnionej, ale również na kontakty społeczne. Przecież ja nikomu nie szkodzę, przynajmniej nikt się nie przyznał do sensacji żołądkowych po konsumpcji moich wyrobów :-D.  Z relacji społecznych z bliskimi się nie wycofuję, bardzo często piekę razem z moimi dziećmi albo dla moich najbliższych . A jeżeli inni bliscy też mają swoje „ hobby” nałogi - za dużo siedzą przed komputerem, za dużo pracują czy rozmawiają przez telefon, zdobywają kolejne umiejętności, chodzą na kurs pilotów samolotowych... (niepotrzebne skreślić,  dodać swoje propozycje). 

Ja piekę i spędzam czas w kuchni bo lubię. Lubię sprawiać ludziom przyjemność. Lubie mieć szuflady wypełnione mąką, cukrem waniliowym, bakaliami. Tak żeby niczego nie zabrakło i żeby zawsze można było wyczarować coś dobrego. Lubię kiedy moje włosy pachną wanilią lub świeżo upieczonym chlebem. Lubie jak dom żyje.

Może nie jest jeszcze ze mną tak źle?

I kto to mówi  - ha, ha, ha.


Dzisiaj robiłam porządki w moich szufladach i powstał...

Bakaliowiec


ok. 75 dkg dowolnych bakalii (użyłam mieszanki keksowej, moreli, daktyli, śliwek, orzechów włoskich, skórki pomarańczowej)

2 jajka

50 g miękkiego masła + 1 łyżka cukru

2 łyżki rumu ( moja babcia dodawała spirytusu lub octu)

1 łyżeczka proszku do pieczenia

125 g mąki pszennej 

3 łyżki miodu 


Piekarnik nagrzać do 180 stopni.

Prostokątną keksówkę o długości 30 cm, wysmarować masłem, wysypać tartą bułką.

Bakalie pokroić drobno.

Mąkę wymieszać z proszkiem, wsypać do bakalii i dokładnie wymieszać. Bakalie muszą być obtoczone w mące.

Masło utrzeć z cukrem, dodawać po jednym jajku. Dodać do bakalii razem z rumem. Dokładnie wymieszać łyżką. Ciasto jest bardzo gęste, są to właściwie bakalie lekko pokryte ciastem.

Przełożyć do przygotowanej formy, wyrównać łyżką wierzch i piec ok.1 h. .

Wystudzić w ciepłym piekarniku.

Kroić po całkowitym ostudzeniu, najlepiej następnego dnia. Ciasto bardzo długo zachowuje świeżość. Smakuje jak batonik musli.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz